Teksty autorskie i wywiady

Z Antonim Wicherkiem o pracy nad Lordem Jimem – rozmawiał J. K. [Józef Kański]

[tekst z programu spektaklu z 14 lutego 1976 - Łódź, Teatr Wielki]

 


– „Przygotowanie premiery Lorda Jima pod Pańską batutą, to chyba widomy dowód zacieśniającej się współpracy dwóch Teatrów Wielkich?

– Tak, jest to zresztą tylko wypełnienie wcześniejszych zapowiedzi i obietnic. Już w 1974 roku pokazywaliśmy łódzkiej publiczności nasze przedstawienia: Konsula, Il Maestro di capella, Historię żołnierza i Odprawę posłów greckich, a z kolei zespół łódzkiego Teatru Wielkiego gościł w Warszawie z Henrykiem VI na łowach i współczesnymi baletami polskimi. Bierzemy też regularnie udział w łódzkich Festiwalach Baletowych. W ubiegłym sezonie soliści warszawskiego Teatru występowali pod moim kierownictwem w łódzkiej Aidzie, niebawem zaś u nas w Warszawie dyr. Bogusław Madey przygotowywać będzie Bal maskowy Verdiego…

A co można powiedzieć o pracy nad Lordem Jimem w obecnej jej fazie, jeszcze przed premierą?

– Kiedy idzie o pierwszą sceniczną realizację nowego dzieła, najistotniejsze staje się pierwsze spotkanie dyrygenta z kompozytorem, reżyserem i scenografem. W tym przypadku powiedzieć muszę, iż didaskalia autorskie są bardzo jasne i precyzyjne a libretto oszczędne w słowach – można więc spodziewać się, że rodząca się koncepcja inscenizacyjno-muzyczna będzie rzeczywiście rezultatem naszej zgodnej współpracy.
Do pierwszych prób muzycznych soliści przygotowali się bardzo solidnie. Mam nadzieję, że obsada głównych partii (a warto wspomnieć, że dla niektórych postaci przygotowano nawet potrójną obsadę) spotka się z uznaniem; jest bowiem w łódzkim zespole sporo nowych a ciekawych indywidualności wokalno-aktorskich.

Czy nie pojawiały się w trakcie tej pracy jakieś szczególne trudności?

– Owszem, ale wynikały one po prostu z techniki pisarskiej autora, która, powiedzieć trzeba, jest w Lordzie Jimie znacznie trudniejsza niż w dawniejszych dziełach Twardowskiego. Śpiewak musi umieć mówić prozę, realizować parlando nieokreślone tonacyjnie, no i oprócz tego śpiewać współczesną muzykę. Były też pewne kłopoty z występującą na scenie damską orkiestrą jazzową, bo przecież nie ma u nas takich zespołów na zawołanie… Kompozytor zresztą współpracował z nami bardzo ściśle: dopisał nawet w trakcie prób cały monolog dla Jima, aby dać bardziej wyrazisty obraz jego wewnętrznej walki.

Trzeba powiedzieć, że ostatnimi czasy polska literatura operowa znacznie się wzbogaciła.

– Niewątpliwie tak; miało to oczywiście w dużej mierze związek z obchodami 30-lecia Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, ale świadczy też wyraźnie o pewnej przemianie postaw i sposobu myślenia kompozytorów. Jeszcze dziesięć lat temu samo choćby mówienie o operze czy przyznawanie się do sympatii dla tego gatunku sztuki było w pewnych kołach uważane za nietakt; dzisiaj np. Pierre Boulez chętnie dyryguje operami Wagnera, a inni niedawni „wrogowie” sami je piszą. Na naszych scenach pojawiły się już nowe dzieła Witolda Rudzińskiego, Świdra, Penherskiego, Bukowskiego, Natansona (nie mówiąc o Diabłach z Loudun Pendereckiego); teraz prezentujemy Lorda Jima – trzecią operę w twórczym dorobku Romualda Twardowskiego – mając nadzieję, że spotka się ona z powodzeniem u publiczności.”