Teksty autorskie i wywiady

Antoni Wicherek Od dyrygenta

Parsifal - okładka programu - premiera: Teatr Wielki w Warszawie, 26 marca 1993[tekst z programu spektaklu z 26 marca 1993 – Warszawa, Teatr Wielki]

 

Parsifal jest dziełem absolutnie fascynującym. Pod każdym względem. Gdyby odrzucić jego barokowo-literackie i pseudomistyczne naleciałości, byłby to chyba Wagner najbliższy naszym czasom. Tak naprawdę bowiem, filozofię tego dzieła można wyjaśnić w prosty sposób: opowiada ono o stanie totalnego zagrożenia.

Nie ma świętej włóczni – i nagle świat rycerzy św. Graala staje w obliczu groźby całkowitego rozkładu. Można by powiedzieć, że został zdruzgotany, a rycerze snują się niczym zbłąkani na pustyni. Trzeba kogoś zupełnie z zewnątrz, by przywrócił ich życiu. Gdy zatem Parsifal pojawia się w trzecim akcie z włócznią w ręku , dopiero wtedy świat powraca do normy – ze źródła bije woda, zielenieje trawa, a na drzewach pojawiają się liście...

To Kundry objawia młodzieńcowi samego siebie. I to w dwójnasób. Zaczyna on rozumieć kim jest naprawdę, ale rozumie też cierpienia matki, Amfortasa, całej ludzkości. W tym momencie musi jednak wypełnić obowiązek: chwyta włócznię – symbol władzy, panowania nad światem. Aby to uzyskać, zmuszony jest odtrącić kobietę. Dokonuje politycznego wyboru. Czyż nie jest w tym współczesny?

Pod względem muzycznym również można wiele powiedzieć o współczesności Parsifala. Zwróćmy uwagę, że wstęp i pierwsza scena w świątyni są silnie związane rytualnymi wymogami stanu rycerskiego. To się wyraźnie słyszy. Można zrozumieć kompozytora: dopiero „czysty prostak” ma przynieść wyzwolenie... Ale w partii Amfortasa słychać już także coś zupełnie innego – to prawie współczesny, bardzo „młody" sposób pisania muzyki. Albo chromatyka w Parsifalu! Mimo iż uznawano to za zupełnie niemożliwe, przecież kompozytor poszedł pod tym względem jeszcze dalej niż w Tristanie!

Parsifal jest zarazem niezmiernie trudnym zadaniem dla dyrygenta. Wszystko musi tu działać wspólnie, służyć jednemu celowi ... Wielki kapelmistrz Erich Kleiber, gdy go chwalono za szczególnie udane wykonanie wagnerowskiego arcydzieła, mawiał: „po prostu dobry Pan Bóg przyszedł na salę i usiadł mi za plecami”.

Ale nawet dobry Pan Bóg nie może być każdego wieczora w każdym teatrze. Bywa jednak, że się pojawia. I wtedy można naprawdę poczuć się szczęśliwym. Takie właśnie jest to dzieło.”