Z prasy

Henryk Swolkień A jednak to świetna opera!, „Kurier Polski” nr 240 z dn. 12 listopada 1980

„Po prostu zaskoczenie: Paria, ostatnia opera Stanisława Moniuszki, na którą przyzwyczailiśmy się wybrzydzać, teraz, na premierze w Teatrze Wielkim w Warszawie jako godna swego twórcy pozycja. Przedstawiła, bo większość słuchaczy, nie wyłączając niżej podpisanego, zetknęła się z tym dziełem po raz pierwszy. Owszem, znało się uwerturę, zresztą doskonałą, i tyle. Od lat we wszystkich naszych książkach o Moniuszce informowano skwapliwie, że na warszawskiej prapremierze w 1869 r. przyjęto Parię chłodno, że krytyka jej nie oszczędziła, że odbyło się tylko 6 przedstawień. Czy mogło zresztą być inaczej? – pytano we wspomnianych „kompetentnych” recenzjach: Moniuszko, tak bardzo zasłużony na polu opery narodowej, nie mógł czuć się dobrze w obcej mu atmosferze hinduskiej, a muzyce zabrakło kolorytu lokalnego. Gorzej jeszcze: wyczuwało się, że jest to muzyka polska, co więcej – muzyka... Moniuszki.

Tak łatwo daliśmy się otumanić, zapominając, że np. wartości Aidy Verdiego nie mierzy się reminiscencjami egipskimi czy etiopskimi, bo ich tam wcale nie ma. Moniuszko nie musiał wprowadzać do muzyki Parii motywów hinduskich, nie musiał też, komponując operę o zupełnie innej niż dotąd treści, przestać być sobą. Można zastanawiać się, czy jego temperament liryczny dawał tu sobie radę w sytuacjach pełnych wysoce dramatycznych spięć. I tu nowa niespodzianka: okazało się, że kilka kulminacyjnych scen w Parii odznacza się niespotykaną wcześniej u Moniuszki dramatyczną siłą. Z pewnością prapremierowych słuchaczy i krytyków mogło razić to, co dziś oceniamy jako zalety tego dzieła; śmiałe i postępowe akcenty libretta, odejście od formy arii na rzecz świetnych duetów, wyrafinowaną harmonizację, podkreślenie roli orkiestry i wiele zaskakujących pomysłów w instrumentacji. Moniuszko może imponować śmiałością, z jaką podjął nowy dla siebie gatunek, oryginalnością muzyki i rzetelnością, z jąka wyzyskał zasoby swego ogromnego doświadczenia.

Może to wszystko nie przemówiłoby do nas z taką siłą, gdyby w obecnej warszawskiej realizacji wszystko i wszyscy nie zasłużyli na najwyższe pochwały. Orkiestra pod dyrekcją Antoniego Wicherka brzmiała pełnie i soczyście.

Zestaw solistów okazał się jak rzadko dobrany i wyrównany: Roman Węgrzyn, Barbara Nieman, Jerzy Ostapiuk i najgoręcej oklaskiwany Jerzy Artysz w przejmującej partii Dzaresa, a także Przemysław Suski w małej, ale tak ładnie śpiewanej partii Batefa zadziwiali świetną formą, pełnią siły brzmienia głosu i dobrą dykcją. Chóry i balet okazały się też mocną stroną spektaklu. Osobne słowa uznania należą się inscenizatorce i reżyserce, Marii Fołtyn, raz jeszcze dającej dowód, że doświadczenia wybitnej artystki śpiewaczki potrafi łączyć z inwencją, ogromną kulturą i pasją.

Nie ma miejsca na wątpliwości, że realizacją Parii Teatr Wielki pięknie uczcił piętnastolecie swej działalności w odbudowanym gmachu.

A gdy po przedstawieniu przechodziłem koło pomnika Moniuszki, wydało mi się, że na twarzy Mistrza jaśniał radosny uśmiech...”