Z prasy

Józef Kański, Teresa Grabowska Znane i nieznane, „Trybuna Ludu” nr 160 z dn. 11 lipca 1987

„Pojawienie się na którejś z polskich scen operowych dzieła Giuseppe Verdiego nie jest w zasadzie niczym szczególnym – wszak to jeden z największych i najpopularniejszych twórców, stale obecny w repertuarze. Ale i przy tak powszechnej znajomości dzieł wielkiego kompozytora włoskiego może zdarzyć się niespodzianka...

Mało komu z pewnością wiadomo, że w operowej twórczości Giuseppe Verdiego odnaleźć można pewien wątek polski. I nic dziwnego – chodzi tu bowiem o zapomnianą gruntownie wczesną operową próbę Verdiego, noszącą pierwotnie tytuł Rzekomy Stanisław, zmieniony później na Dzień królowania (Un giorno di regno). Jej premiera w mediolańskiej „Scali” we wrześniu 1840 roku zakończyła się kompletnym fiaskiem; dopiero w pięć lat później przedstawienia w Wenecji uwieńczone zostały pewnym sukcesem.

„Polska” opera Verdiego

Ów tytułowy Stanisław, to mianowicie nie kto inny, jak niefortunny król Polski Stanisław Leszczyński, zaś punktem wyjścia libretta jest jego podróż w kupieckim przebraniu z Paryża do Warszawy, gdzie po śmierci Augusta Mocnego ma być obwołany monarchą (fakty autentyczne); aby zaś rzecz się nie wydała przedwcześnie, na miejscu w Paryżu zastępuje go jeden z dworzan, łudząco doń podobny. Ten to właśnie „rzekomy Stanisław” jest głównym bohaterem opery; we Francji też rozgrywa się cała jej akcja, a o pełnej niebezpieczeństw podróży prawdziwego Stanisława jedynie się tu wspomina. „Polski wątek” jest zatem więcej niż skromny – ale zawsze...

Tę to właśnie operę wydobył z zapomnienia i wystawił na swojej scenie w ubiegłym roku dyrektor teatru operowego i reżyser w Oberhausen (RFN) Frietz-Dieter Gerhards – wolno sądzić, że nie bez istotnego wpływu polskiego kapelmistrza, Antoniego Wicherka, piastującego od jakiegoś czasu w tym teatrze stanowisko kierownika muzycznego. Teraz zaś, w realizacji obu tych artystów i w oprawie scenograficznej Grażyny Fołtyn-Kasprzak wszedł, po raz pierwszy w Polsce, Dzień królowania na scenę Opery Wrocławskiej.

I trzeba od razu powiedzieć; że ten „comeback” Antoniego Wicherka (który we Wrocławiu właśnie swą operowo-dyrygencką karierę przed laty rozpoczynał) wypadł znakomicie. Dawno już nie słyszeliśmy orkiestry Opery Wrocławskiej grającej z tak ognistym temperamentem i z taką zarazem czystością oraz precyzją, która budziła też uznanie w efektownych scenach zespołowych.

A sama opera? Pewnie, że nie dorównuje późniejszym doskonałym dziełom Verdiego, sporo tu jeszcze wpływów Dionizettiego i Rossiniego (motywy zbliżone do jego Wilhelma Tella słyszymy już w uwerturze), ale sporo też momentów znakomitych, zapowiadających już geniusz młodego kompozytora, komediowa zaś akcja może szczerze bawić widza (pad warunkiem dobrej zrozumiałości tekstu). Daje też Dzień królowania wdzięczne pole do efektownego popisu śpiewakom, co na wrocławskiej premierze potrafił z powodzeniem wykorzystać przede wszystkim Janusz Monarcha, bardzo dobry w roli kawalera Belfiore, czyli onegoż „fałszywego Stanisława”, a także Izabela Łabuda jako baronówna Julietta i Urszula Napiórkowska, śpiewająca trudną partię markizy del Poggia.”