Adam Czopek „Parsifal” bez Świętego Graala, „24 godziny Gazeta Kielecka” nr 65 z dn. 2 kwietnia 1993
„Warszawski Teatr Wielki wprowadził na scenę po blisko sześćdziesięcioletniej nieobecności Parsifala, ostatnie dzieło Ryszarda Wagnera. Ten wielki dramat muzyczny, a właściwie uroczyste misterium sceniczne to szczyt doskonałości wagnerowskiego stylu muzycznego.
Treścią misterium są dzieje zakonu rycerzy, który założył Titurel po otrzymaniu od aniołów św. Graala czary, w którą zebrano krew ukrzyżowanego Chrystusa oraz włóczni, która przebiła jego bok. Dla tych właśnie relikwii zbudował Titurel zamek-świątynię i założył zakon rycerzy, którzy czerpiąc moc ze św. Graala niosą pomoc potrzebującym. Po latach Amfortas, syn Titurela traci świętą włócznię. Odbiera mu ją za sprawą uwodzicielskiej Kundry – zły czarownik Klingsor, raniąc jednocześnie Amfortasa. Ranę można uleczyć tylko włócznią która ją zadała. Jedynym ratunkiem jest „prostaczek czysty”, który ma się – jak zapowiedział głos z nieba – pojawić. W tym właśnie miejscu rozpoczyna się akcja misterium opowiadająca dzieje „prostaczka czystego”, który pokonuje wszystkie przeszkody i odzyskuje św. włócznię, a sam zostaje mistrzem zakonu.
Pod warszawską realizacją tego uroczystego misterium podpisali się: Antoni Wicherek – kier. muzyczne, Thomas Pekny – scenografia i Klaus Wagner – reżyseria (zbieżność nazwisk kompozytora i reżysera jest przypadkowa), chór przygotował Bogdan Gola.
O reżyserii trudno powiedzieć, że jest w pełni satysfakcjonująca i czytelna, szczególnie w I akcie. Do dyskusyjnych pomysłów reżysera zaliczyłbym suszenie bielizny rozwieszanej i rozkładanej na leśnej polanie przed wniesieniem cierpiącego Amfortasa. Spadające pióra i biały szal, zamiast ustrzelonego przez Parsifala łabędzia, i sposób wyniesienia tego „łabędzia” rozbawił część publiczności. Jednak największym grzechem reżysera wydaje się brak św. Graala. Zamiast czary mamy zwisający przez całą wysokość sceny przezroczysty trójgraniastosłup. Pozbawiło to scenę w świątyni – finał aktu lI i III – atmosfery uroczystego misterium. Szkoda, bo jeden z najpiękniejszych muzycznie momentów – oczekiwanie na św. Graala i jego odkrycie, wiele przez to stracił.
Do ryzykownych zaliczyłbym też pomysł uczynienia z dziewcząt-kwiatów w czarodziejskim ogrodzie Klingsora, roznegliżowanych panienek, zresztą i tutaj zabrakło atmosfery tajemniczości i niezwykłości. Należy jednak zaznaczyć, że było też kilka bardzo interesujących pomysłów: podwojenie, a w finale II aktu potrojenie postaci złego Klingsora, z którym walczy Parsifal. Pięknie plastycznie i logicznie rozwiązana została scena kuszenia Parsifala przez Kundry oraz wielka scena rozpoznania wracającego na Monsalvat Parsifala, jego obmywania i namaszczania. Ponadto trzeba reżyserowi oddać konsekwentne prowadzenie wszystkich postaci dramatu.
O scenografii napiszę krótko – mnie się nie podobała, nie lubię rusztowań, a te stoją przez wszystkie trzy akty. To one między innymi sprawiły, że zabrakło spektaklowi tej niezwykłej i uroczystej atmosfery.
Największym atutem warszawskiego Parsifala jest jego wysoki poziom muzyczny. Największy sukces mogą zapisać na swoim koncie: Hanna Lisowska – Kundry, Grzegorz Caban – Parsifal i Włodzimierz Zalewski – Gurnemanz.
Bardzo trudną partię Kundry jak już wspomniałem kreowała Hanna Lisowska, śpiewaczka, która w wagnerowskich partiach występowała na wielu scenach świata z nowojorską MET włącznie. Ta znakomita artystka dysponująca pięknym sopranem dramatycznym imponowała brawurą z jaką pokonała tę wielką partię.
Bardzo interesującą kreację wokalno-aktorską stworzył w partii Parsifala młody i szerzej nie znany Grzegorz Caban. Nie mniejszy sukces odniósł W. Zalewski. Kreującemu postać złego Klingsora Ryszardowi Morce zabrakło nieco potęgi głosu i koniecznej w tej roli demoniczności, to samo można odnieść do grającego Amfortasa Zenona Kosnowskiego, który pięknie cierpiał, ale nieco gorzej śpiewał. Godne odnotowania są jeszcze poczynania Zdzisławy Donat i Grażyny Ciopińskiej w partiach dziewcząt-kwiatów oraz dobre przygotowanie chóru.
Na osobne słowa uznania zasługuje orkiestra przygotowana i prowadzona doświadczoną batutą Antoniego Wicherka – przed laty dyrektora artystycznego warszawskiego teatru. Zespół muzyków zachwycał poziomem gry i zapałem, z jakim pokonywał tę wyjątkowo trudną partyturę.
Tak więc po wielu latach oczekiwania mamy w repertuarze polskiego teatru operowego Parsifala największe dzieło Ryszarda Wagnera, budzące od lat uzasadniony entuzjazm całego operowego świata, a że dyskusyjny – to dobrze!”