Z prasy

B. M. Jankowski „Conacul cu stafii” znaczy „Straszny dwór” – korespondencja własna z Rumunii, „Trybuna Ludu” z dn. 15 marca 1979

„Wrażenie jest zaskakujące: znane moniuszkowskie melodie dziwnie brzmią w języku, w którym niewprawne ucho nie może rozróżnić poszczególnych słów. Ale przecież wypełniona po brzegi sala „Opera Romana” w Bukareszcie na wszystko co dzieje się na scenie reaguje tak, jak publiczność polska: po ariach Mieczysława i Stefana, po piosence dziewcząt i strachach Skołuby, wybuchają oklaski; a po kończącym całą operę Mazurze entuzjazm widzów przeradza się w owację dla wykonawców, dla dyrygującego spektaklem Antoniego Wicherka, dla opery, która po rumuńsku nazywa się Conacul cu tafii, co na język polski przetłumaczyć można… Straszny dwór.

Przedstawienie, którego premiera odbyła się w styczniu, jest bardzo dobre. Na specjalną uwagę zasługuje realizacja warstwy muzycznej. Orkiestra, a szczególnie chór, wykonują swoje zadania, jakby ich członkowie doskonale znali tradycje wykonania muzyki Moniuszki. Zachowano tempo i charakter poszczególnych fragmentów dzieła, wypunktowano też jego dramaturgię i komizm. Dzięki wysokim umiejętnościom zespołów Opery Bukareszteńskiej partyturę zrealizowano z wielką precyzją. Również soliści, przynajmniej odtwórcy głównych ról, choć nie znani w Polsce, zasłużyli na uznanie. Doskonały więc wśród nich głosowo i aktorsko był Emil Jurascu (Miecznik), pięknie śpiewał Gheorghe Crasnmaru [Crasmaru – przyp. red.] (Zbigniew), bardzo liryczny i przekonujący w całej roli był Florian Diaconescu (Stefan) i sympatyczne obie siostry Elena Grigorescu (Hanna) i Julia Marpozan (Jadwiga).
Wszyscy oni, podobnie jak polscy realizatorzy – dyrygent Antoni Wicherek, reżyser Maria Fołtyn i scenograf Adam Kilian, oraz pozostali wykonawcy, a także balet, chór i orkiestra zostali pochwaleni przez miejscową krytykę. Recenzji omawiających sam spektakl, ale też prezentujących Moniuszkę i operę polską, ukazało się kilkanaście. Zamieściły je wszystkie czołowe gazety i tygodniki rumuńskie: najbardziej przychylną wydrukowała „Scinteia”, najbardziej analityczną merytorycznie zamieściła „Romana libera”.

Najważniejsze – co podkreślił w rozmowie dyrektor opery w Bukareszczie Petre Condreanu [Codreanu – przyp. red.] – to fakt, że wśród 30 spektakli operowych i 20 baletowych znajdujących się w bieżącym repertuarze teatru, Straszny dwór stał się z miejsca pozycją uznaną przez publiczność: wystarczy stwierdzić, że od premiery w połowie stycznia do końca lutego wykonany był pięciokrotnie, że przewiduje się siedem jego przedstawień kwartalnie, że w końcu marca, w czasie „Dni kultury polskiej w Rumunii”, zaprezentowany będzie ponownie pod dyrekcją wysoko tu cenionego A. Wicherka.

W polskich kręgach muzycznych często narzeka się, że nie umiemy propagować naszej muzyki za granicą. Rzeczywiście, poza Chopinem i – ostatnio – kilkoma nazwiskami kompozytorów współczesnych, polska muzyka, polska opera w szczególności nie jest powszechnie znana. Straszny dwór nigdy dotąd nie był wystawiany poza Polską. Jego pierwsza realizacja w Rumunii była wynikiem umowy, podpisanej przed pięciu laty, dzięki której Teatr Wielki w Warszawie wystawił niedawno Edypa G. Enescu.

Bukareszteński spektakl stał się sukcesem teatru. Ale istotniejsze, że bez wątpienia przyczynił się do przełamania obiegowych opinii i tradycyjnego myślenia, według którego wystawiać można tylko – bo to właśnie akceptują widzowie i melomani, Verdiego i Wagnera, Pucciniego i Mozarta. Pomysł wystawienia Strasznego dworu Moniuszki został przyjęty – jak słyszałem – z rezerwą. Dopiero w trakcie pracy nad spektaklem stosunek artystów do dzieła uległ zmianie. Premiera stała się zaskoczeniem dla wszystkich: z ogromnym zapałem pracowali wykonawcy, z przyjemnością ogląda ją publiczność. Conacul cu stafii stał się repertuarową pozycją operową w Rumunii.”