Z prasy

Teresa Grabowska „Lord Jim” Twardowskiego, „Trybuna Ludu” nr 53 z dn. 3 marca 1976

„Nowa polska opera ujrzała światła scney: na podstawie powieści Conrada Lord Jim, Romuald Twardowski napisał libretto i skomponował muzykę, pozostawiając oryginalny tytuł swemu dziełu. Prapremierę zrealizował ostatnio łódzki Teatr Wielki.

Z ogromnym zaciekawieniem i niepokojem czekaliśmy – co najmniej od roku – na to wydarzenie. Ambicje twórcy mierzyły bowiem wysoko; usprawiedliwiały je talent, niemałe doświadczenie w pracy nad muzyką sceniczną (sukcesy odniosło już pięć dużych utworów operowych i baletowych Twardowskiego) oraz doskonała sprawność warsztatu kompozytora. Nie można było jednak zapomnieć o problemach jakie stwarzał temat: operowa konwencja w zastosowaniu do wewnętrznie bogatej conradowskiej prozy mogła grozić pułapkami, z których spłycenie motywacji psychologicznych bohatera, byłoby potknięciem najmniejszym.

Autor operowego Lorda Jima pracował jednak niezwykle solidnie a efekty jego zwycięstwa artystycznego oglądamy z wielką satysfakcją – w czym również niemała zasługa realizatorów widowiska.

Niekwestionowane walory spektaklu to przede wszystkim jego muzyka i oprawa scenograficzna. Świetne interludia orkiestrowe Lorda Jima, częściowo znane już wcześniej z nagrań, okazały się integralną częścią spoistej konstrukcyjnie całości, w której szczególnie wyróżniają się bogatą polifonią sceny zbiorowe z III aktu. Muzyka, poprzez liczne motywy wiodące, prowadzi dramatyczny wątek akcji, która zyskuje dzięki temu właściwy nastrój.

Oryginalny klimat Lorda Jima na scenie kształtuje w równym stopniu znakomita scenografia Mariana Kołodzieja. Dając własną wizję realistycznych zdarzeń, nie waha się on urealnić symboli, monumentalizując niektóre sceny – w innych szuka efektów niemal kabaretowych, zawsze jednak udaje mu się przekazać duży ładunek wizualnej ekspresji.

Wynikiem nieuniknionych uproszczeń był pewien schematyzm libretta (w którym trafiają się nawet niezręczności tekstowe); wbrew pozorom nie ułatwiał on reżyserskiej pracy Marii Fołtyn. Kameralny z natury – i to stanowi największą przeszkodę w budowaniu pełnego rozmachu widowiska – konflikt wewnętrzny Jima, trudno było pokazać bez pomocy wielkiej kreacji scenicznej, tę zaś stworzyć mogła jedynie wybitna indywidualność aktorska, którą nie dysponuje w takim stopniu młody solista Franciszek Przestrzelski, świetnie wyposażony za to w warunki zewnętrzne dla tej postaci i dobry głos.

Wyraziste rysy charakterystyczne mają odtwórcy pozostałych ról (zdecydowanie przerysowany jest tylko Cornelius), wśród których pięknym śpiewem wyróżnia się zwłaszcza Delfina Ambroziak. Wielkie uznanie należy się Antoniemu Wicherkowi za precyzyjne przygotowanie muzyczne i poprowadzenie Lorda Jima; układy choreograficzne zaprojektowała Teresa Kujawa, doskonale brzmiące chóry przygotował Zbigniew Pawelec.

Kompozytor i realizatorzy sumiennie zapracowali na sukces dzieła, które choć nie wolne od pewnych usterek (zbędny chyba narrator, nikłe partie wokalne w I akcie, epizodyczność II aktu), wzbogaca bardzo udaną pozycją, w całej pełni operową – zasób naszej współczesnej twórczości scenicznej; pozycją dla szerokiego odbiorcy, który nie musi lękać się tu przesadnego nowatorstwa formy.”