Małgorzata Karbowiak Jak się wywołuje... szok?, „Głos Poranny” nr 240 z dn. 15 października 1993
„Tego jeszcze nie wie nikt. Mimo że do premiery został niespełna miesiąc, zjechali ze świata do Łodzi i już pracują na miejscu wszyscy twórcy i realizatorzy, a Krzysztof Penderecki oddaje pewnie do czyszczenia smoking. No bo kto może dziś powiedzieć, czy wielotygodniowa praca kilkuset osób, w tym znacznej części niewidzialnych dla widzów, przyniesie sukces czy nie. To jest właśnie magia sztuki: coś się składa do kupy, a coś nie. Tajemnica tkwi w czymś w rodzaju metafizyki, która jeśli jest w spektaklu, zamienia teatr w świątynię. A gdy nie, wyziera nagle ze sceny dość kiepskawy... zakład produkcyjny. Przeszkadzają nam wtedy źle wszyte ekspresy w trykotach tancerek, brzydki beret amanta wyznającego miłość przyciężkawej blondynie, nie dość szybkie zmiany dekoracji. A przecież ci sami ludzie z zaplecza teatralnego szyli kostiumy czy malowali dekoracje do wspaniałego Fausta i nieudanej inscenizacyjnie Aidy. Rzecz w ... dotknięciu ręką muzy twórców spektaklu. Ona sprzyja lepszym. To znaczy ludziom o duszach artystów, którzy znajdują sposób na wykreowanie z ekspresją świata rozpisanego na nuty, akcję sceniczną, scenografię i ruch.
... A więc dziś nikt nie wie, jak potoczy się za miesiąc premiera Króla Ubu w łódzkim Teatrze Wielkim. Powinien być sukces, bo zadbano o komponenty najwyższej jakości, znacznie przewyższające jakością przeciętne premiery. Wystarczy powiedzieć: reżyseria – Lech Majewski, filmowiec i poeta z Hollywood, który zrobił karierę za oceanem, scenografia – Franciszek Starowieyski – król artystów, kierownik muzyczny – wybitny dyrygent – Antoni Wicherek.
Właśnie 5 października reżyser odbył pierwszą próbę sceniczną z solistami. Machina teatralna nabrała przyspieszenia, gdyż spektakl z fazy przygotowawczej wszedł w proces „stawania się”. Będzie coraz większe tempo; coraz krótszy sen, a może nawet zabraknie w bufecie potrzebnej ilości wrzątku do parzenia kawy natychmiast dla wszystkich. Alarm trwa!
A zaczęło się to wszystko jakieś ... dwa lata temu. Wyjątkowo wcześnie, bowiem pomyślano o 60. urodzinach wybitnego twórcy Krzysztofa Pendereckiego. Aby pozyskać jego zgodę na wystawienie w „okolicach” daty urodzin, a więc w listopadzie 93 r. najnowszego dzieła operowego – Króla Ubu, a także złożyć propozycję pracy twórcom spektaklu i zgromadzić potrzebne materiały, dyrektor naczelny i artystyczny Teatru Wielkiego Antoni Wicherek musiał mieć odpowiedni czas.
Na szczęście wszyscy się zapalili do tego przedsięwzięcia. I jako pierwszy do pracy zabrał się Franciszek Starowieyski, autor dekoracji i kostiumów. Po porozumieniu z reżyserem i dyrygentem, musiał opracować scenograficzno-kostiumową wizję spektaklu na tyle wcześnie, by po akceptacji pomysłów, można to było rozrysować na wymiary i tworzywa i przystąpić do pracy. Projekty, zresztą niezwykłej urody, utrzymane w surrealistycznym klimacie, zostały sporządzone w skali 1:20. Miesiąc temu, na początku września musiały już trafić do pracowni: modelatorskiej, stolarskiej i malarskiej, by mogły powstać odpowiednie konstrukcje „ścian” i innych elementów, a następnie zostać wypełnione odpowiednią materią.
O wielkości przedsięwzięcia mogą świadczyć następujące dane: szerokość sceny – 27 m, więc horyzont musi liczyć niewiele mniej, wysokość – prawie 50 m, głębokość – 22 m.
Jednocześnie w pracowniach krawieckich szyje się kostiumy z tkanin, których zgodnie z zaleceniem scenografa szuka dział zaopatrzenia „na mieście”. A że mistrz Starowieyski jest znany z upodobania do wywoływania szoku u „strasznych mieszczan”, trudno się dziwić następującej historii. „Odgórną” decyzją orkiestra mająca zresztą także swój aktorski udział w spektaklu, miała być... prawie goła. Ale nie wszyscy czuli się świetnie zbudowani. W związku z tym... szyje się obcisłe trykoty, na których tle najbardziej widoczne mają być... buty i kaptury. Również Ubice miały nosić na scenie odsłonięte piersi. Po dyskusjach mistrz ustąpił – będą prezentowały sztuczne biusty.
Równie wcześnie jak scenograf rozpoczął prace dział organizacji pracy artystycznej, który przez cały czas zapewnia kontakt wszystkich „uczestników zdarzenia” z teatrem. A także dział literacki. Jak mówi zajmująca się „z przydziału” tą właśnie premierą Agnieszka Smuga – najważniejsze jest zdobycie stosunkowo wcześnie dużej porcji informacji, by móc je opracować i pomieścić w programie.
„Najpierw więc musiałam porozumieć się z Krzysztofem Pendereckim, który odesłał mnie do prywatnej agencji założonej przez jego żonę, czyli „Heritage”. Jednocześnie nawiązaliśmy kontakt z niemieckim krytykiem i publicystą Carlem Hillerem, który przysłał nam artykuł o sztuce Król Ubu widzianej dziś w rozmaitych kontekstach. Jednocześnie udało nam się uzyskać zgodę od Starowieyskiego na zamieszczenie kilku jego szkiców w programie.” No i tyle na miesiąc przed premierą. Co się jeszcze zdarzy, nim podniesie się do góry kurtyna?”